Jest środek nocy, a ja czuję, że zaraz wybuchnę. Wysadzę w
powietrze wszystko w promieniu dwóch kilometrów. Minęło dokładnie 138 minut, od
kiedy szybkie oddechy Finnicka się wyrównały i zaczął cicho pochrapywać. Nie
przeszkadza mi to. To słodkie.
Bo tylko te chrapnięcia przecinają ciszę.
Nagle się wściekam. Od dwóch godzin leżę na tej cholernej
trawie i słucham chrapiącego kolegi. Muszę wstać i coś zrobić. Cokolwiek!
Tak więc podnoszę się nagle i idę przed siebie. Ale
orientuję się , że może mi się przydać kilka rzeczy. Nie wiem, jak duży jest
ten las bez śniegu, nie wiem czy za rogiem nie czają się jacyś ludzie któ®zy
chcą mnie zabić. Nie, nie, nie, idę dalej. Po około dziesięciu minutach spaceru
wszystko w moim mózgu wraca na swoje miejsce, i zastanawiam się, czemu nie
wzięłam chociaż czegoś do jedzenia, jakiejś kurtki czy może chociaż wody. Staję
na środku, bo słyszę jakiś szelest po prawej stronie. I dostrzegam śnieg, ale
żadnego ruchu.
To niesamowite, jak blisko śniegu się znajduję, a jak jest
mi ciepło. Myślę nad tym tylko chwilę, po czym ruszam bezmyślnie w stronę
śniegu. I przy okazji klękam i biorę w ręce najwięcej zimnego puchu jak mogę.
Dużo myślałam nad tym kiedy leżałam i wpatrywałam się w
latające ptaki nad koronami drzew. Nad tym, że byłam głupia myśląc, że jestem
tu kimś innym niż Jo z czwórki. Dlatego zaczęłam pocierać włosy śniegiem. Ciekawy, kolejny eksperyment Kapitolu. Nie
wiem, ile dni minęło od pomalowania moich włosów na latarkową-pomarańcz, ale
włosy wyglądały jak świeżo pomalowane. Tymczasem kiedy chciałam je zmyć, farba
dosłownie zlewała się z mojej głowy. Ile minęło? Może trzy minuty. Byłam znów
brunetką. Byłam Jo. Byłam sobą i wszystko było moją decyzją. Więc zaczynam iść
pod górkę.
Tym razem skręcam w lewo, w stronę ostrych szczytów tej
wielkiej góry. Jest tu stromo i cholernie zimno. Po chwili (gdy cała już się
trzęsę jak piesek Chihuahua) obracam się do tyłu i dostrzegam leniwe promienie
słońca, które z uporem chcą pokonać noc i wyjść na zewnątrz, powitać nowy
dzień. Niesamowite.
Przez jak wiele czasu lekceważyłam słońce mówiąc „o tak,
jest piękne” A nie dostrzegając jakie jest naprawdę. I nagle staję się
infantylną Jo, która ma 5 lat i wstydzi się pokazać przed słońcem i spojrzeć mu
w oczy. Więc idę przed siebie, na zachód, plecami do słońca. I nie skupiam się
na tym gdzie idę, tylko na tym jak słońce wychyla się z lasu i chce jak
najszybciej mnie zobaczyć. I zastanawiam się, czy najpierw umrę przez
zamarznięcie czy przez to że rzucę się w dół z tej góry. Wspinam się na sam
szczyt, i czuję na sobie tyle spojrzeń. Spojrzeń wszystkiego. Słońca, nieba,
chmur, owadów pełzających i latających dookoła. Nawet przez chwilę zdaje mi
się, że widzę małą mordkę lisa między krzewami. Staję nad przepaścią i widzę na
dole las. Każde drzewo wydaje się takie samo. Każde ma spiczasty czubek i
wielkie gałęzie pokryte zielonymi igłami . One też na mnie patrzą.
Odwracam się do słońca i patrzę na promienie , które leniwie
wychodzą zza wzgórz. Może one też się mnie boją?
-Przepraszam. –Mówię, a potem uświadamiam sobie ile osób
teraz na mnie tak naprawdę patrzy- cały Kapitol, wszystkie dystrykty, moi rodzice.
Moi bracia.
„Czym oni wszyscy sobie na to zasłużyli?” myślę, a potem robię
krok do tyłu nadeptując małą kępkę trawy. Jeszcze jeden krok do tyłu. Czuję
wiatr który wieje prosto na moją twarz, jakby słońce mówiło „Zostań, zło jest
ci wybaczone”. Ale mi już nie chodzi o zło, które zrobiłam. Jeszcze jeden krok.
To ostatnia szansa aby odskoczyć i radośnie przytulić promienie słońca.
Krzyczeć „Dziękuję” cały cały czas. Ale ja robię jeszcze jeden krok. Nie, nie
robię go.
Moje stopy nie dotykają ziemi. Dotykają powietrza, które
próbuje poderwać je do góry i dać jeszcze jedną szansę.
Poczułam ulgę. Kiedy spadłam. Jakbym spadła w ciepłe ramiona
mojej mamy. Ona mówi do mnie „wszystko dobrze, Jo.”.Zawsze tak do mnie mówiła.
Kiedy działo się coś złego, mówiła „wszystko dobrze”.
Faktycznie, teraz jest dobrze
jak nigdy. Słyszę armatni wystrzał i wtedy wiem, że jest naprawdę dobrze.
----------------------------------------------
----------------------------------------------
Po dłuższej przerwie wracam. I dobrze.
Dziękuje Oli, która i tak pewnie to czyta mimo iż wyraźnie
powiedziałam: nie.
Dzięki;) Możesz mi o tym powiedzieć w twarz, wtedy będzie mi
miło.
W każdym razie miło mi, że wróciłam. Teraz czuję, że pustka,
którą miałam została zapełniona. I mam nadzieję że tak będzie zawsze.
Czytasz-Komentujesz ;D
Miałem rano skomentować, ale nie wiedziałem, co tutaj napisać... TO koniec? Taki zaskok, że ona spada. ALe to niemożliwe, noo. Przecie to takie łatwe by było... I Twoja notka o tym nie deycduje. Co sie dzieje, co sie dzieje. I mogla okrasc Finna XD
OdpowiedzUsuńNie wiem czy dobrze rozumiem, ale czy to ma się tak zakończyć? Spadnięciem głównej bohaterki? ;-;
OdpowiedzUsuńSuuper...
Genialne! xD
Welcome, welcome, welcome!
OdpowiedzUsuńZ wielką przyjemnością ogłaszam, iż zostałaś/eś nominowana/y do LIEBSTER BLOG AWARD. :D
Więcej informacji u mnie. :)
www.igrzyskaasmierci.blogspot.com
And may the odds be ever in your favor!
Fajnie piszesz zapraszam do mnie http://igrzyskasmiercipowrot.blogspot.com/?m=1
OdpowiedzUsuń