poniedziałek, 24 listopada 2014

IX- "ZACZEKAM"

Jestem świeżo po Kosogłosie, ( już 1 dzień ale co tam...) złapałam wenę...

<3 Finnick <3

Łzy ciekną mi z oczu jak z kranu, zaczynam chlipieć i jęczeć. Cała napinam się w panice i nerwach- jednak słyszę... bum... bum... bum... Otwieram oczy szeroko i pozwalam łzom które tłumiłam wypłynąć- to łzy radości. Usta same wykrzywiają mi się w uśmiechu i po chwili znowu przykładam ucho do serca Jo. Bum... bum... bum...

Potrzebuję chwili na ogarnięcie myśli- Jo żyje, ale jest nieprzytomna. Skoro obiecałam jej sojusz, nie mogę jej zostawić na polu zawodowców. Słyszę, że poduszkowce nadlatują nad środek zimnej i nieprzewidywalnej areny- do rogu obfitości, przy której leży przynajmniej kilka zmarłych trybutów. Czas się z tąd zmywać. Rany na plecach i ramieniu Jo nie krwawią tak mocno żeby potrzebowały jakiejś specjalnej opieki. Podnoszę Jo do góry- jest bardzo lekka, być może lżejsza ode mnie, a pochodzę z dwunastego dystryktu i zazwyczaj jadłam jedną kromkę chleba w ciągu dnia (jak mi się poszczęściło i zdobyłam trochę forsy na ćwieku sprzedając stare dziecięce ubrania po moim rodzeństwie.) Z łatwością więc łapię ją i w truchcie poruszam się do przodu z ledwo żywą piętnastolatką na rękach.

Biegę przez gęsty las, w którym co jakieś 200 metrów widzę małą jaskinię, do której "wejście" wystaje spod warstwy śniegu która wraz z tym jak oddalam się od centrum areny robi się coraz wższa i wyższa. Kiedy decyduję, że mogę już dać sobie spokój i że jestem wystarczająco daleko od rogu, aby mnie nie znaleziono śnieg sięga mi już do kolan. Postanawiam odłożyć Jo do najbliższej jaskini i przejżeć zawartość jej plecaka.

Odgarniam butem śnieg przy wejściu do jaskini i wsuwam głowę do środka- widzę kulącą się postać w rogu jaskini, która nie jest taka duża jak myślałam, że może być.

-NIE! -piszczy bardzo głośno dziewczyna gdy widzi, że odkładam Jo na śnieg i wyjmuję łuk. Niestety nie ma dla niej deski ratunku. Nie mogę sobie pozwolić na jakiekolwiek szczędzenie życia innym trybutom poza Jo. Nawet Michaela byłabym w stanie zabić aby ją ochronić. Sama nie wiem dlaczego. Czuję się zobowiązana. Huk armatni jednak wywołuje u mnie wyżuty sumienia. Jeden huk dla kogoś, kto siedzi twardo na swojej kanapie w Kapitolu znaczy tyle co nic. Dla ludzi w dystryktach obwieszna on śmierć bliskiej osoby- prawdziwą śmierć w imię jakiegoś gówna . Dla zastraszenia. Bezcelowego.

Podchodzę do zmarłej już dziewczyny i gdy ją podnoszę aby wywlec ją z mojej jaskini, zauważam na jej szyi łańcuszek z wisiorkiem z narysowanymi płomykami prądu, a na drugiej stronie z zieloną cyfrą 5. A więc dziewczyna z piątki. Wynoszę ją na śnieg i patrzę, jak poduszkowiec zabiera jej ciało na górę. Jestem debilką, karcę siebie w myślach. Była bezbronna. Nie była nawet na rzezi, nie miała broni. Ale była zdolna, zatarła po sobie ślady na śniegu, czego ja nie zrobiłam.

Po wygładzeniu śniegu i wniesieniu Jo chowam się w jaskini w miejscu jej poprzedniej właścicielki. Faktycznie nie miała żadej broni, ani jedzenia. Niczego nie miała. A ja ją zabiłam.

Biorę do ręki plecak Jo, która dalej leży opatulona kurtką obok. Wyjmuję z plecaka kolejne przedmioty- dwie puszyste bułki owinięte folią, butelka (pusta...), ciasno zwinięty śpiwór, dość gruba lina i biała, puszysta czapka. Pod areną nie dawali nam czapek, więc jestem pardzo zadowolona. Nakładam czapkę na głowę i przeglądam jeszcze naszą broń- nóż, łuk i 14 strzał, 15 jeśli liczyć tą która jest cała we krwi i czeka, aż ją wyczyszczę i schowam do reszty. Przez akiś czas gapię się w ścianę jaskini. Czemu- zastanawiam się. Czemu? Wszyscy na tej arenia jak jeden mąż jesteśmy młodzi, mamy setki pasji i tysiące marzeń, których prawdopodobnie już nigdy nie uda się nam spełnić. Moglibyśmy normalnie żyć. Teraz możemy tylko wspominać przeszłość i żałować, że na coś nie mieliśmy odwagi. Mogliśmy zaplanować całe swoje życie dokładnie tak, jak chcieliśmy. Teraz jest już za późno. To tyle niewykorzystanych okazji, które już nigdy się nie powtórzą...

Wracam na ziemię, kiedy robię się głodna i chce mi się pić. O tak, zdaję sobie sprawę, że to, co piję (śnieg) nie jest zdrowe, wręcz przeciwnie, ale w dwunastce też sama niejednokrotnie piłam stopiony śnieg podczas zimowych zabaw, jeżeli coś takiego w miejscu jak dwunastka istnieje. Mój żołądek jest przygotowany na wszystko, chociaż z pewnością nie pokazuje tego po tych dniach obżerania się pysznym, wybornym jedzeniem Kapitolu. Jem także jedną z bułek i postanawiam, że zapoluję i przeniosę nasz obóz jutro, jeśli przeżyję tą noc. Nigdy w życiu nie polowałam i kocham zwierzęta. To na pewno będzie bardzo przykre i męczące. Liczę na to, że Jo obudzi się niedługo. Co jakiś czas przytawiam ucho do jej serca i słucham jak bije, a każdy najmniejszy szum na podwórku traktuję jak zagrożenie- nastawiam łuk, w razie jakby ktoś zauważył, że ukrywam się w jaskini. Słyszę kilka osób. Sojusz.

Na pierwszą myśl przychodzi mi, że to zawodowcy. Ale oni na pewno nie ruszają się sprzed rogu. Z resztą te głosy nie przypominają mi Mary, Garreta ani Gab. I nagle sobie przypominam. Trybuci z siódemki, ósemki, dziewiątki i dziesiątki. Proponowali mi dołączenie do nich. Stworzyli sojusz z wielu dystryktów, bo wiedzieli, że połowa zejdzie przy rogu. Odmówiłam i się cieszę. Jestem ciekawa, kto z nimi jest. Robi się ciemno, zaraz się wszystkiego dowiem.

Wystawiam głowę z jaskini dopiero, kiedy słyszę hymn Panem. Cały czas gapiłam się w ścianę jaskini, robiło się coraz ciemniej i straszniej. Tęskniłam za domem, wspominałam. Słuchałam wyrównanych oddechów Jo i drżałam z zimna. A teraz dowiem się, z kim zostaliśmy na arenie.

Chłopak z trójki, dziewczyna z piątki, którą zabiłam, oboje z szóstki, chłopak z ósemki, z dziewiątki, dziewczyna z dziesiątki i jedenastki no i Michael. Z dwónastki. Czyli WSSD (wielki sojusz słabych dystryktów) tworzą dziewczyny z siódemki, ósemki i dziewiątki oraz chłopcy z siódemki, dziesiątki i jedenastki. Podsumowując: na arenie są dwa wielkie sojusze, Mia, Finnick, Lewis z piątki no i Ja i Jo. Tak, tęsknię za Michaelem. Ale w tym wypadku będę dbać tylko i wyłącznie o własną dupę.

---
HEJ! Jak tam wrażenia po Kosogłosie? Kto był? ja 23 listopada. Wedłóg mnie film jest absolutnie epicki... szczególnie moment, w którym rebelianci zabierają Kapitolowi prąd :D i ta równie epicka piosenka... Kocham Kosogłosa. I kocham Finnicka i cieszę się, że jeszcze go nie zabili. Druga część będzie taka smutna... :( Dobra, spadam. CZYTASZ=KOMENTUJESZ

7 komentarzy:

  1. Loff Kosogłos ^^ Super rozdział! Melduję się jako stała czytelniczka. Nie mogę się doczekać następnego, ale nie spiesz się. Łap wenę. Jesteś świetna i ciekawie się kto jeszcze zginie... Piosenka jest mega. Jak ja się bałam, że nie wytrzymam na maratonie, zasnę i przegapię pierwszą część Kosogłosa...
    Are you, are you
    Coming to the tree
    They strung up a man
    They say who murdered three
    Strange things did happen here
    No stranger would it be
    If we met at midnight
    In the hanging tree.

    Love it ♥
    WENY! ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nie byłam. Ale czytałam. Tylko nie uśmierć Finnicka w swojej powieści😘😘

      Usuń
    2. Ja nie byłam. Ale czytałam. Tylko nie uśmierć Finnicka w swojej powieści😘😘

      Usuń
  2. Na Kosogłosa jadę jutro dopiero, ale mam nadzieję, że będzie tak epicki, jak z Twoich opowieści ;)
    Fajny rozdział, komentuję dopiero teraz, bo wcześniej jakoś czasu nie miałam, żeby przeczytać rozdział. Podobało mi się to, że znów nazywasz wszystko po imieniu :) I mam nadzieję, że Jo nie umrze, ale to główna bohaterka i NIE MOŻE umrzeć.
    No i Amber... Jak ja ją polubiłam!
    Podsumowując-podoba mi się (jak zawsze, bo świetnie piszesz ;) )
    Pozdrawiam i życzę weny
    M.
    P.S. W ostatnim akapicie "dwunastka" przez "ó" napisana :3

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam :) Trafiłam tu przypadkiem, a mam taki zwyczaj, że jak przeczytam chociaż jeden rozdział opowiadania, to komentuję, bo wiem, że to mile widziane :) Może nie powinnam czytać tak od końca, ale przeczytałam pierwszy wpis, który się pojawił, czyli ten :D Na prawdę bardzo mi się spodobało, chociaż to tylko jeden rozdział :) Piszesz bardzo ciekawie, ładnie opisujesz. Przypominasz swoim stylem trochę Collins, ale dodajesz też coś od siebie. Słabo się mogę wypowiedzieć, po przeczytaniu tylko jednego rozdziału, ale skoro czytam= komentuję, to komentuję :) Masz w sobie to coś :) Na pewno zabiorę się za poprzednie rozdziały, aby móc poznać tą historię :) Nie wiem, czy życzysz sobie reklamy, ale zapraszam do siebie w wolnej chwili. Może się wydawac, że jeżeli nie zna się ogółu historii, to się nie da połapac, ale ja piszę tak, że każdy powinnien zrozumiec :) Tylko nie każdy polubi :) Mam nadzieję, że wpadniesz i Ci się spodoba :) A ja Ci życzę dużo czasu do pisania, dużo weny! Piszesz bardzo ładnie. Na pewno jeszcze zajrzę i skomentuję :)
    Pozdrawiam!
    http://batmaniaopowiadaniabarbragordonsstory.blogspot.com/
    P.S. A i wędrujesz na moją listę blogów :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Hello!
    Ach te sojusze słabych dystryktów. Powiedz mi, że nei zabijają żadnego zawodowca, bo sam wejdę do twojego opowiadania i ich zabije. W końcu jestem Finnick Odair! XD Ogólnie to najbardziej lubię zawodowców, ale główna bohaterka, ruda Jo też są fajne. I Finnick oczywiście <3 On też jset zawodowcem. Czwórka to też zawodowcy! XD

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie skomentowałam? Wybacz, wydawało mi się, żę tak. Skomentuje pod koniec tygodnia

    OdpowiedzUsuń