piątek, 19 grudnia 2014

X- ZIMNE TRUPY

Przez bardzo, bardzo długo w moim śnie widzę tylko jedno i cały czas to samo: Jej twarz. Podczas całego snu przyglądam się każdemu milimetrowi kwadratowemu jej twarzy. Idealny nos, równe, ładne brwi. Lśniące w marnym świetle włosy. Była idealna.
Już nigdy nie będzie, bo ją zabiłam.


Każda pobudka jest taka sama. W nocy budzę się na parę sekund, aby uwolnić się od jej twarzy, a potem zapaść w kolejny sen i dalej ją widzieć. Nie znam jej imienia, ale czuję się tak winna. Zrobiłam coś okropnego, chociaż musiałam. NIE, nie musiałam. Nie zabiłaby mnie, bo nie miała broni. Może jej bronią był otwarty umysł?
Tak właśnie wyglądał drugi dzień na arenie.

Od rana towarzyszył mi marny nastrój, cały czas miałam   j ą   przed oczami. Mimo, że był to sen idealnie go pamiętałam. O wschodzie słońca zostawiłam Jo w jaskini. Nie była mi potrzebna podczas polowania. Weszłam na drzewo, starając się nie zostawić śladu na śniegu. I teraz co jakiś czas przechodzę z drzewa na inne. Jeżeli chodzi o  samo w sobie polowanie, bardzo długo zbierałam się aby strzelić do tego drobnego królika. Przypominał mi   j ą .  Potem znalazłam kilka królików, wszystkie spłoszyły się jednak kiedy głośnemu dźwiękowi łamanych gałęzi zaczął towarzyszyć dźwięk spadania z drzewa i obijania sobie ciała.Ale mimo wszystko udało mi się upolować cztery króliki i jakiegoś nieznanego mi z wyglądu ptaka. Wyglądał bezpiecznie, ale na wszelki wypadek zaczęłam od upieczenia królika, puki było jeszcze jasno.
(Oszczędziłam pisania o obdzieraniu królików ze skóry, gdyż nie znam szczegółów tej interesującej i ciekawej pracy xD)

Po upieczeniu królika wsadzam go do foliowej torebki, w której wcześniej były bułki. Zjadłam drugą z nich rano, więc na razie nie sięgam po królika.  Postanawiam wybrać się na patrol okolicy. Zakładam na głowę czapkę, nabieram śniegu do butelki, zabieram królika, pakuję wszystko do plecaka. Resztę mojego małego dobytku zostawiam obok Jo.

Podczas wchodzenia na drzewo podeszwa mojego buta zaczyna się odlepiać, co mnie dziwi. Przecież to buty z kapitolu. Siadam na najwyższą gałąź drzewa i oplatam ręce wokół kolan. Opieram głowę o miękką korę drzewa i zanurzam się w morzu własnych myśli. Każda z nich powoli dociera   d o   n i e j.
Zasługuję na śmierć, bo pozbawiłam ją życia.

 Zastanawia mnie jeszcze nasz Wielki słaby sojusz. Czy   k t o ś   z   n i c h    właśnie przymiera przy rogu obfitości, albo zamarza, albo umiera z głodu? Prawie zaczyna mnie interesować   i c h    los, kiedy nieoczekiwanie powierzchnia zaczyna się trząść i czuję, że spadam. Upadam na plecy i czuję, jak twarda ziemia pchnie moje płuca, które wypompowują całe powietrze. Potrzebuję chwili, aby ponownie odetchnąć, a kiedy otwieram oczy, widzę nad sobą bladą, zmarzniętą twarz Gab. Celuje we mnie nożem.

-Przyszliśmy po rudą. Jest z tobą, prawda? -pyta.

 Sama nie wiem, co jej odpowiedzieć. Nie wiem, czy mają wobec nas dobre zamiary. Rozważam wyjęcie jednego z własnych noży, ale prawdo podobnie zajęło by mi to zbyt dużo czasu. Po fali bezradności ogarnia mnie nagłe poczucie, potrzeba błagania o litość.

-Proszę... -wydobywam z siebie.

-Mów, gdzie jest ruda, a nic ci się nie stanie.

Gab daje mi chwilę na odpowiedź ściskając  w chudej dłoni nóż. Kiedy przychodzą do niej jej pomocnicy, chłopak z jej dystryktu i koleś z szóstki, odwraca się ode mnie dalej celując bronią w moją głowę. Nie mam więcej czasu. Wyjmuję strzałę i strzelam w plecy Gab. Chłopak z dwójki natychmiast reaguje, a ten z szóstki robi krok do tyłu i stacza się z górki. Strzelam do kompana Gab, ale unika mojej strzały.

-Oddaj nam Jo!

Strzał. Jeden celny strzał. Trzecia osoba pada przede mną na ziemię i przez chwilę czuję potęgę. Wiem, że mogę zdobyć tytuł zwycięzcy. Ogień w moich żyłach pali mnie w każdą część ciała. Nie czuję już zimna, tylko siłę. Jestem silna. Jestem mordercą. Silnym mordercą.

Słyszę krzyk i przypominam sobie o chłopaku z szóstki. Przypominam sobie, gdzie spadł. Zeskakuję z górki i już szykuję łuk. Strzelam mu w głowę.

Czuję się dziwnie patrząc na tą rudą piętnastolatkę, kiedy już nie jest jedną nogą w grobie. Jakbym nie znała jej nigdy wcześniej.

---

TAK więc pojawia się nowiutki rozdział. A więc dodałam drobny 'system' w tekście - coś typu to    c z y   t o.   Przepraszam, że jest on taki krótki. I tak bardzo długo go pisałam.Dziękuję moim wszystkim czytelnikom, zapraszam do komentowania.  Pozdrawiam, do zobaczenia!

5 komentarzy:

  1. Łał rozdział faktycznie krótki, ale bardzo fajny. Skreślenia też świetne, nadają temu tekstu mega klimat.
    Pozdrawiam
    Paulla K
    Ps. zapraszam u mnie minaiturka
    69-igrzyska-glodowe.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział! Dzieje się dużo. Amber rządzi ;)
    Podoba mi się pomysł ze skreśleniami i t y m :D Dzięki temu można bardziej wczuć się w tekst. Jedynie ten nawias o obdzieraniu królików we skóry powinnaś dać pod rozdziałem.
    Po za tym bardzo mi się podoba ;)
    Pozdrawiam i życzę weny
    Clem
    P.S. Zapraszam do mnie. Nowy rozdział
    http://w-dwoch-wymiarach.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow. XD Super rozdział. Amber wymiata. Nie spodziewałam się, że tak sobie poradzi. Mam nadzieję, że Jo za niedługo się obudzi, bo trochę mi jej brakuje ^^ Czekam też na Finnicka. (Loff Finnick) Czekam na next!
    WENY! ♥
    ~ Rosie

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej ^^
    Zapraszam Cię do siebie. ;-)
    hunger-games-73.blog.pl
    Byłabym wdzięczna, więc gdybyś znalazła wolną chwilę, to wpadnij. XD
    Wesołych Świąt, dużo żarcia na wigilijnym stole, miliony prezentów pod choinką, samych sukcesów, spełnienia wszystkich marzeń, miłości, kaaasy, multum komentarzy i odwiedzin, dobrych ocen i wszystkiego, wszystkiego najlepszego, a co najważniejsze, niech los zawsze Ci sprzyja ♥
    ~ Rosie

    OdpowiedzUsuń
  5. Miałem komentować, ale ciągle brakło serca :x Zabiła zawodowców. Zabiła zawodowców. Mam nadzieje, że Jedynka żyje <3 Ale tak szybko umarli. Tak szybko umarli...

    OdpowiedzUsuń