sobota, 28 lutego 2015

XIII - SPOTKANIE PO CZASIE

 Rozdział dedykuję Clementine Cleo Keehl, bo jest mi strasznie przykro :(

 ---

Budzę się wśród jakichś liści.
Nie, zaraz. To nie są liście.
To jest trawa. Och, jak dawno nie czułam pod sobą trawy.
Cały obraz jest tak rozmazany. Mam wrażenie, jakbym miała wadę wzroku, i to bardzo dużą. Ale mam zmysł dotyku: czuję się, jakbym leżała na chmurce i nie przejmuję się tym, co naprawdę robię na trawie. Może mam jakieś zaniki pamięci?
Pamiętam tylko lód. Zimno. Górę. A potem obraz się urywa. Wydaje mi się, że sama zrobiłam sobie te mini-obozowisko. Ale niczego nie będę pewna.
I słyszę dwie znajome rzeczy:
1 znajomy piękny głos
1 znajomą piękną piosenkę.

Ale czuję ciepło na swej skórze,
Wszystkie gwiazdy sformowały się w szereg.
Wiatr wiał, ale teraz wiem, że
Jutro będzie łaskawsze


Gwałtownie podnoszę się do góry.
To jest piosenka z czwórki. Nikt nie śpiewa piosenek z cudzych dystryktów. Kto został? Kto został? Kto jeszcze został na arenie?!
Wstaję na nogi i się chwieję. Moje nogi są takie niestabilne, tak słabe jak mój wzrok. Widzę tylko rozmazane plamy, zielone, niebieskie i brązowe. Poruszam się na ślepo, i to dosłownie.
Wpadam na coś, co się porusza, a raczej przechyla się do przodu. Dobra, wpadam na kogoś kto łapie mnie za ramiona, ale nie ciągnie. Tylko przytrzymuje.
Oddycham coraz wolniej i odzyskuję wszystkie zmysły. Teraz widzę.
Finnick.
Boże, jak dawno nie widziałam Finnicka... Nie wiem ile czasu dokładnie minęło, ale wydaje mi się, że więcej niż rok. ale to nieprawda.
-Jo. Myślałem, że nie żyjesz.
I mnie ściska. A ja nie wiem, co powiedzieć.
-Miłe. -Odpalam bez sensu i też go ściskam.
-Gdzie byłaś?
Hm. Gdzie ja tak właściwie byłam?
-Nie wiem. -Patrzę na niebo. -Byłam z Amber, a kiedy... wiesz co, poszłam do przodu i się tu znalazłam.
Puszcza mnie i patrzy na mnie jakoś... dziwnie.
-Czy tu nie ma śniegu? -Pytam. -czy moje oczy zwariowały?
-Ciekawe, prawda? Trafiłem tu bez sensu krążąc po arenie. Zorganizowałem parę większych ataków, ale nie spodziewałem się, że gdzieś tu znajdę takie miejsce. Ta dziewczyna była naprawdę sprytna...
Tu zaczyna się ten Finnick, którego poznałam w pociągu i w ośrodku szkoleniowym. Ten Finnick, który ciągle nawija o swoich mini odkryciach i nieprawdopodobieństwach, które jednak były prawdziwe.

Mówi do mnie dalej o swoich atakach, a ja badam wzrokiem jego obozowisko.
Szczerze powiedziawszy jeśli chodzi o mnie, jest za bardzo na widoku. Obok małego jeziorka stoi brudnozielony, mały namiot obładowany czymś od środka. Z tyłu są szczątki ogniska, które na moje oko nie było rozpalane od kilku dni. Przy jeziorze na folii leżą dwie ryby, gotowe do usmażenia. Wyglądają świeżo i smakowicie.
Finnick kończy swoje opowiadanie i dostrzega jak tęsknymi oczami patrzę na ryby. Nawet nie zauważam kiedy znika na chwilę i przynosi mi upieczony (i spory) kawałek ryby i dwie bułki.
Kolejność powinna być taka:
1.-Skąd to masz?
2.Grzecznie kiwam głową
3. Biorę jedzenie, siadam i jem
A była taka
1.Wyrywam mu jedzenie jak dziki zwierzak
2.Jem. Jem. Jem.
Finnickowi najwyraźniej to nie przeszkodziło, usiadł sobie przy swoim namiocie i wziął mój łuk.
Mój łuk. Tak, to na sto procent on.
Ale jestem zbyt pochłonięta jedzeniem, aby się tym jakoś zainteresować.

Dopiero po długiej chwili się opanowałam, usiadłam obok niego. I włączyłam tryb pytający, przez który nasza rozmowa wyglądała jak wywiad.
-Kto zmarł? Ile dni trwają igrzyska? Czy zabito zawodowców? Skąd masz te bułki? Pod rogiem były namioty?! Co wysłała ci Mags? Byłeś z kimś w sojuszu?
-Hej, hej, hej! -Przerywa mi. -Nie tyle pytań na raz!
Zwinęłam się w kulkę ze wstydu i ścisnęłam bułkę w ręce.
-Wszystko w swoim czasie, mała. -Obejmuje mnie ramieniem.

---

Dzisiaj dość krótko, ale wszystko już tłumacze.
Czemu tyle czasu nie pisałam?!
Po pierwsze, miałam ferie, na które wyjechałam za granicę, po drugie, po feriach miałam egzaminy próbne (Kto to wymyślił żeby dzień po zakończeniu ferii wzywać nas na 7.30 na egzaminy próbne?!)
i po trzecie i najistotniejsze, miałam ostatnio duże problemy zdrowotne.
Dodatkowo jakbyście widzieli gdzieś jakieś duże błędy, to serdecznie przepraszam. Ten rozdział był... Bardzo eksperymentalny :D Dlatego też jest taki krótki.
Otóż postanowiłam, że jestem na tyle mądra (okazało się, że jednak nie jestem) aby napisać ten rozdział najpierw po angielsku. Z racji tego, że długo mi zeszło na pisaniu tego po angielsku, kiedy nadeszła pora na tłumaczenie, nie pamiętałam już dokładnie, co było na początku. Więc żeby tego nie pisać po raz drugi, wrzuciłam to w (oczywiście) tłumacz google!
Brawo, Martyna.
W każdym razie wydaje mi się, że po dwukrotnym przeczytaniu całego tekstu poprawiłam wszystkie błędy, aczkolwiek mogę się mylić.
To chyba już wszystko, rozpisałam się trochę pod koniec :D
Zapraszam do wyrażenia swojej opinii poprzez komentarze, i pozdrawiam serdecznie!

4 komentarze:

  1. Dziękuję za dedykację. Miło mi, że komuś podobało się moje opowiadanie :) (rozpłakałam się, jak to zobaczyłam, przyznaję :) )
    Rozdział jak zawsze świetny. Super jest ten moment, kiedy Jo budzi się :3 I Finnick-cudowny!
    Mam nadzieję, że niedługo pojawi się kolejny post. Pozdrawiam, życzę dużo, dużo, dużo weny i jeszcze raz dziękuję za dedykację :*
    Cleo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że się podobało. Będe twoim pierwszym czytelnikiem, kiedy postanowisz kiedyś wrócić:)

      Usuń
  2. Aww ^^
    Doczekałam się Finnicka. XD On jest taki mega słodki.
    Serio, nie wiem, jak można go nie kochać. XD
    Zastanawiam się, kto przeżyje. I myślę, że to będzie duża niespodzianka. Ale ogólnie lubię, jak dzieje się coś niespodziewanego.
    Jesu, kocham tą piosenkę i cieszę się, że ma jakąś symbolikę w Twoim opowiadaniu.
    No wiesz, z tym tłumaczem. XD
    Co będzie dalej, oto jest pytanie.
    Weny.
    Czekam na next i pozdrawiam.
    ~ Dis
    tajemnice-olimpu.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń