wtorek, 9 lutego 2016

Czy ktoś naprawdę czytał mojego bloga?

Cześć, witam po bardzo długiej przerwie...
Przy wykonywaniu codziennych czynności nagle przypomniałam sobie o istnieniu mojego bloga. Tego, w którego około pół roku temu wkładałam całe swoje serce. A potem przez pewne zdarzenia zostawiłam go, i nie wróciłam.
Od tamtego czasu nie napisałam niczego. I to mówię naprawdę, nie pisałam żadnych historii, opowiadań ani nic na żadnym blogu. Chociaż miałam (i nadal mam) w głowie miliard pomysłów na jakąś historię.

Kilka dni temu wzięłam się w garść, wzięłam zeszyt i zaczęłam pisać. Po prostu to, co mi przyszło do głowy. Zapisałam kilka, może kilkanaście stron. Było mi przy tym bardzo trudno, i właściwie dopiero pod koniec było mi lżej. Ciężko jest wrócić do pisania historii, opisów i dialogów po tak długim czasie. Nie potrafiłam ubrać w słowa tego, co miałam na myśli.
Cieszę się, że wtedy właśnie zaczęłam pisać. Prawdopodobnie gdyby nie to, nie pisałabym teraz tego... ostatniego wpisu.
Jeśli ktokolwiek to czyta, to zapewne nie jest ani trochę zdziwiony. W końcu nie było mnie tyle czasu.
Nie wiem, co jeszcze mogę dodać. Chciałam tylko się pożegnać, i powiedzieć że zazdroszczę ludziom, którzy dalej piszą swoje opowiadania, czy też wszelkiego rodzaju fanfiction czy co tam jeszcze, i mają swoją pasję. Tą, którą straciłam 8 miesięcy temu. Chciałabym do tego wrócić, bo bardzo tęsknię za blogiem, no i za każdym, kto czytał moje wypociny. Na pewno nie wrócę już do opowiadania, które pisałam  na tym blogu, ale kto wie, może historia, którą napisałam (zaczęłam pisać) kilka dni temu na tyle mi się spodoba, że postanowię ją opublikować.

Mimo wszystko bardzo chcę podziękować wszystkim, którzy sprawiali mi radość swoimi komentarzami. Jeśli kiedykolwiek postanowię wrócić, to na pewno tu napiszę.






PS. Przepraszam za wszelkie błędy ortograficzne i powtórzenia, nie mam już cierpliwości, aby to sprawdzać ;)
Pozdrawiam !

wtorek, 19 maja 2015

XIV - PRZEPAŚĆ



Jest środek nocy, a ja czuję, że zaraz wybuchnę. Wysadzę w powietrze wszystko w promieniu dwóch kilometrów. Minęło dokładnie 138 minut, od kiedy szybkie oddechy Finnicka się wyrównały i zaczął cicho pochrapywać. Nie przeszkadza mi to. To słodkie.
Bo tylko te chrapnięcia przecinają ciszę.
Nagle się wściekam. Od dwóch godzin leżę na tej cholernej trawie i słucham chrapiącego kolegi. Muszę wstać i coś zrobić. Cokolwiek!
Tak więc podnoszę się nagle i idę przed siebie. Ale orientuję się , że może mi się przydać kilka rzeczy. Nie wiem, jak duży jest ten las bez śniegu, nie wiem czy za rogiem nie czają się jacyś ludzie któ®zy chcą mnie zabić. Nie, nie, nie, idę dalej. Po około dziesięciu minutach spaceru wszystko w moim mózgu wraca na swoje miejsce, i zastanawiam się, czemu nie wzięłam chociaż czegoś do jedzenia, jakiejś kurtki czy może chociaż wody. Staję na środku, bo słyszę jakiś szelest po prawej stronie. I dostrzegam śnieg, ale żadnego ruchu.
To niesamowite, jak blisko śniegu się znajduję, a jak jest mi ciepło. Myślę nad tym tylko chwilę, po czym ruszam bezmyślnie w stronę śniegu. I przy okazji klękam i biorę w ręce najwięcej zimnego puchu jak mogę.
Dużo myślałam nad tym kiedy leżałam i wpatrywałam się w latające ptaki nad koronami drzew. Nad tym, że byłam głupia myśląc, że jestem tu kimś innym niż Jo z czwórki. Dlatego zaczęłam pocierać włosy śniegiem.  Ciekawy, kolejny eksperyment Kapitolu. Nie wiem, ile dni minęło od pomalowania moich włosów na latarkową-pomarańcz, ale włosy wyglądały jak świeżo pomalowane. Tymczasem kiedy chciałam je zmyć, farba dosłownie zlewała się z mojej głowy. Ile minęło? Może trzy minuty. Byłam znów brunetką. Byłam Jo. Byłam sobą i wszystko było moją decyzją. Więc zaczynam iść pod górkę.
Tym razem skręcam w lewo, w stronę ostrych szczytów tej wielkiej góry. Jest tu stromo i cholernie zimno. Po chwili (gdy cała już się trzęsę jak piesek Chihuahua) obracam się do tyłu i dostrzegam leniwe promienie słońca, które z uporem chcą pokonać noc i wyjść na zewnątrz, powitać nowy dzień. Niesamowite.
Przez jak wiele czasu lekceważyłam słońce mówiąc „o tak, jest piękne” A nie dostrzegając jakie jest naprawdę. I nagle staję się infantylną Jo, która ma 5 lat i wstydzi się pokazać przed słońcem i spojrzeć mu w oczy. Więc idę przed siebie, na zachód, plecami do słońca. I nie skupiam się na tym gdzie idę, tylko na tym jak słońce wychyla się z lasu i chce jak najszybciej mnie zobaczyć. I zastanawiam się, czy najpierw umrę przez zamarznięcie czy przez to że rzucę się w dół z tej góry. Wspinam się na sam szczyt, i czuję na sobie tyle spojrzeń. Spojrzeń wszystkiego. Słońca, nieba, chmur, owadów pełzających i latających dookoła. Nawet przez chwilę zdaje mi się, że widzę małą mordkę lisa między krzewami. Staję nad przepaścią i widzę na dole las. Każde drzewo wydaje się takie samo. Każde ma spiczasty czubek i wielkie  gałęzie pokryte zielonymi  igłami . One też na mnie patrzą.
Odwracam się do słońca i patrzę na promienie , które leniwie wychodzą zza wzgórz. Może one też się mnie boją?
-Przepraszam. –Mówię, a potem uświadamiam sobie ile osób teraz na mnie tak naprawdę patrzy- cały Kapitol, wszystkie dystrykty, moi rodzice. Moi bracia.
„Czym oni wszyscy sobie na to zasłużyli?” myślę, a potem robię krok do tyłu nadeptując małą kępkę trawy. Jeszcze jeden krok do tyłu. Czuję wiatr który wieje prosto na moją twarz, jakby słońce mówiło „Zostań, zło jest ci wybaczone”. Ale mi już nie chodzi o zło, które zrobiłam. Jeszcze jeden krok. To ostatnia szansa aby odskoczyć i radośnie przytulić promienie słońca. Krzyczeć „Dziękuję” cały cały czas. Ale ja robię jeszcze jeden krok. Nie, nie robię go.
Moje stopy nie dotykają ziemi. Dotykają powietrza, które próbuje poderwać je do góry i dać jeszcze jedną szansę.
Poczułam ulgę. Kiedy spadłam. Jakbym spadła w ciepłe ramiona mojej mamy. Ona mówi do mnie „wszystko dobrze, Jo.”.Zawsze tak do mnie mówiła. Kiedy działo się coś złego, mówiła „wszystko dobrze”.
Faktycznie, teraz jest dobrze jak nigdy. Słyszę armatni wystrzał i wtedy wiem, że jest naprawdę dobrze.

----------------------------------------------
Po dłuższej przerwie wracam. I dobrze.
Dziękuje Oli, która i tak pewnie to czyta mimo iż wyraźnie powiedziałam: nie.
Dzięki;) Możesz mi o tym powiedzieć w twarz, wtedy będzie mi miło.
W każdym razie miło mi, że wróciłam. Teraz czuję, że pustka, którą miałam została zapełniona. I mam nadzieję że tak będzie zawsze.
Czytasz-Komentujesz ;D

sobota, 25 kwietnia 2015

Coś nowego, ale nie do końca.

Witam, oto kolejny post, który nie jest tym, czym chciałabym żeby był. Otóż z całej siły próbowałam dokończyć kolejny rozdział, ale po prostu nie. Już jakiś czas zastanawiam się też, czy wrzucić pierwszy rozdział opowiadania, które sama wymyśliłam, ale najzwyczajniej się boję. Z jednej strony wiem, że to jedyny sposób aby KTOKOLWIEK to przeczytał oprócz mnie, ale mam tak ogromne obawy... że coś jest nie tak. Że temu zadaniu także nie podołam. Zastanawiam się, czy dam radę przyjąć krytykę. Ale tak przeraźliwie chciałabym wreszcie komuś to pokazać. Na każdym kroku śledzą mnie myśli, że powinnam to zrobić, że tak długo nie zaglądałam na inne blogi. Więc składam ogromną prośbę: dajcie mi w komentarzach linki do nowych rozdziałów, blogów, do wszystkiego z czym mogłabym coś zrobić. Moje wakacje dobiegły końca i ostatnio uświadomiłam sobie, że żeby spełnić moje marzenia muszę się wreszcie ruszyć.
Przy okazji: jak na razie mogę zapytać, czy chcielibyście może kilka recenzji do moich ulubionych książek? Ostatnio sporo się nad tym zastanawiałam, a jako że ostatnio sporo czytam, mogłabym z przyjemnością zrobić takie coś.
Tak wiem, cały ten wpis jest kompletnie bez sensu, nie wiem co chciałam w nim przekazać. No.

wtorek, 31 marca 2015

Sprawy wyglądają tak:

Hej, to miał być taki krótki post informacyjny. Otóż w najbliższym czasie raczej nie pojawi się nowy post (i tak nikt się tym pewnie za bardzo nie przejmie...) z igrzysk. Powód? Bardzo prosty.
Po pierwsze, czy ktoś zna może sytuację kiedy ktoś wam coś kompletnie obrzydza? Miałam tak, w bardzo złym przypadku. Otóż... ja od zawsze myślę o igrzyskach śmierci jako o poważnej książce odpowiadającej o strasznej historii pewnej nastolatki, o strasznym państwie i tak dalej... i bardzo mnie wkurzyło, kiedy moje debilne koleżanki z klasy zaczęły się "bawić" w igrzyska. No nie wiem, może to bez sensu, że tak się tym przejmuję, ale naprawdę mają  najgłupsze pomysły o jakich słyszałam... typu robienie spisu "trybutów" i mentorów, dzielenie na dystrykty i tak dalej. Głupio nawet mi o tym pisać.
Po drugie i mniej ważne, wiecie, teraz cała afera z egzaminami i tak dalej... mam już dosyć, chciałabym się... nie wiem, odprężyć, a tym czasem gdy patrzę na mojego bloga, stwierdzam, że wolałabym już się czegoś pouczyć.
Przepraszam.
Pisanie było moim największym marzeniem. Było blisko i oczywiście ktoś musiał to schrzanić...
Tak bardzo mi z tym źle....

Od niedawna zaczęłam pisać coś swojego, ale wiadomo jak to wychodzi. Wydaje mi się, że to najbardziej niezorganizowana praca na świecie. Nie wiem, jak ktoś chciałby przeczytać to możesz napisać w komentarzu...
I dziękuję jeśli dostałeś/aś do tego momentu. Dziękuję dziękuję dziękuję.

Postaram się coś napisać, jeśli kogokolwiek to obchodzi...
Zapraszam do komentowania.
Przepraszam, dziękuję...
Martyna

sobota, 28 lutego 2015

XIII - SPOTKANIE PO CZASIE

 Rozdział dedykuję Clementine Cleo Keehl, bo jest mi strasznie przykro :(

 ---

Budzę się wśród jakichś liści.
Nie, zaraz. To nie są liście.
To jest trawa. Och, jak dawno nie czułam pod sobą trawy.
Cały obraz jest tak rozmazany. Mam wrażenie, jakbym miała wadę wzroku, i to bardzo dużą. Ale mam zmysł dotyku: czuję się, jakbym leżała na chmurce i nie przejmuję się tym, co naprawdę robię na trawie. Może mam jakieś zaniki pamięci?
Pamiętam tylko lód. Zimno. Górę. A potem obraz się urywa. Wydaje mi się, że sama zrobiłam sobie te mini-obozowisko. Ale niczego nie będę pewna.
I słyszę dwie znajome rzeczy:
1 znajomy piękny głos
1 znajomą piękną piosenkę.

Ale czuję ciepło na swej skórze,
Wszystkie gwiazdy sformowały się w szereg.
Wiatr wiał, ale teraz wiem, że
Jutro będzie łaskawsze


Gwałtownie podnoszę się do góry.
To jest piosenka z czwórki. Nikt nie śpiewa piosenek z cudzych dystryktów. Kto został? Kto został? Kto jeszcze został na arenie?!
Wstaję na nogi i się chwieję. Moje nogi są takie niestabilne, tak słabe jak mój wzrok. Widzę tylko rozmazane plamy, zielone, niebieskie i brązowe. Poruszam się na ślepo, i to dosłownie.
Wpadam na coś, co się porusza, a raczej przechyla się do przodu. Dobra, wpadam na kogoś kto łapie mnie za ramiona, ale nie ciągnie. Tylko przytrzymuje.
Oddycham coraz wolniej i odzyskuję wszystkie zmysły. Teraz widzę.
Finnick.
Boże, jak dawno nie widziałam Finnicka... Nie wiem ile czasu dokładnie minęło, ale wydaje mi się, że więcej niż rok. ale to nieprawda.
-Jo. Myślałem, że nie żyjesz.
I mnie ściska. A ja nie wiem, co powiedzieć.
-Miłe. -Odpalam bez sensu i też go ściskam.
-Gdzie byłaś?
Hm. Gdzie ja tak właściwie byłam?
-Nie wiem. -Patrzę na niebo. -Byłam z Amber, a kiedy... wiesz co, poszłam do przodu i się tu znalazłam.
Puszcza mnie i patrzy na mnie jakoś... dziwnie.
-Czy tu nie ma śniegu? -Pytam. -czy moje oczy zwariowały?
-Ciekawe, prawda? Trafiłem tu bez sensu krążąc po arenie. Zorganizowałem parę większych ataków, ale nie spodziewałem się, że gdzieś tu znajdę takie miejsce. Ta dziewczyna była naprawdę sprytna...
Tu zaczyna się ten Finnick, którego poznałam w pociągu i w ośrodku szkoleniowym. Ten Finnick, który ciągle nawija o swoich mini odkryciach i nieprawdopodobieństwach, które jednak były prawdziwe.

Mówi do mnie dalej o swoich atakach, a ja badam wzrokiem jego obozowisko.
Szczerze powiedziawszy jeśli chodzi o mnie, jest za bardzo na widoku. Obok małego jeziorka stoi brudnozielony, mały namiot obładowany czymś od środka. Z tyłu są szczątki ogniska, które na moje oko nie było rozpalane od kilku dni. Przy jeziorze na folii leżą dwie ryby, gotowe do usmażenia. Wyglądają świeżo i smakowicie.
Finnick kończy swoje opowiadanie i dostrzega jak tęsknymi oczami patrzę na ryby. Nawet nie zauważam kiedy znika na chwilę i przynosi mi upieczony (i spory) kawałek ryby i dwie bułki.
Kolejność powinna być taka:
1.-Skąd to masz?
2.Grzecznie kiwam głową
3. Biorę jedzenie, siadam i jem
A była taka
1.Wyrywam mu jedzenie jak dziki zwierzak
2.Jem. Jem. Jem.
Finnickowi najwyraźniej to nie przeszkodziło, usiadł sobie przy swoim namiocie i wziął mój łuk.
Mój łuk. Tak, to na sto procent on.
Ale jestem zbyt pochłonięta jedzeniem, aby się tym jakoś zainteresować.

Dopiero po długiej chwili się opanowałam, usiadłam obok niego. I włączyłam tryb pytający, przez który nasza rozmowa wyglądała jak wywiad.
-Kto zmarł? Ile dni trwają igrzyska? Czy zabito zawodowców? Skąd masz te bułki? Pod rogiem były namioty?! Co wysłała ci Mags? Byłeś z kimś w sojuszu?
-Hej, hej, hej! -Przerywa mi. -Nie tyle pytań na raz!
Zwinęłam się w kulkę ze wstydu i ścisnęłam bułkę w ręce.
-Wszystko w swoim czasie, mała. -Obejmuje mnie ramieniem.

---

Dzisiaj dość krótko, ale wszystko już tłumacze.
Czemu tyle czasu nie pisałam?!
Po pierwsze, miałam ferie, na które wyjechałam za granicę, po drugie, po feriach miałam egzaminy próbne (Kto to wymyślił żeby dzień po zakończeniu ferii wzywać nas na 7.30 na egzaminy próbne?!)
i po trzecie i najistotniejsze, miałam ostatnio duże problemy zdrowotne.
Dodatkowo jakbyście widzieli gdzieś jakieś duże błędy, to serdecznie przepraszam. Ten rozdział był... Bardzo eksperymentalny :D Dlatego też jest taki krótki.
Otóż postanowiłam, że jestem na tyle mądra (okazało się, że jednak nie jestem) aby napisać ten rozdział najpierw po angielsku. Z racji tego, że długo mi zeszło na pisaniu tego po angielsku, kiedy nadeszła pora na tłumaczenie, nie pamiętałam już dokładnie, co było na początku. Więc żeby tego nie pisać po raz drugi, wrzuciłam to w (oczywiście) tłumacz google!
Brawo, Martyna.
W każdym razie wydaje mi się, że po dwukrotnym przeczytaniu całego tekstu poprawiłam wszystkie błędy, aczkolwiek mogę się mylić.
To chyba już wszystko, rozpisałam się trochę pod koniec :D
Zapraszam do wyrażenia swojej opinii poprzez komentarze, i pozdrawiam serdecznie!

środa, 28 stycznia 2015

XII- ŚNIEŻYCA PRZEMINĘŁA

Gdybym spała obudziłby mnie armatni wystrzał. Dlaczego nie może mówić o mojej śmierci?
To bardzo głupie jak bardzo uzależniamy się od niektórych osób. Ale Amber mnie uratowała. Opiekowała się mną a potem odeszła.
Zawsze kiedy ktoś z naszego dystryktu umierał tata mówił mi, że to bardzo dobrze. Że tam jest mu lepiej. Że gdyby wygrał ten koszmar ciągnął by się do końca jego życia. Dlatego nie chcę żyć tu dalej. Jedyną opcją aby wrócić do domu jest wygrać, ale  żeby wygrać trzeba przyjąć kilka warunków: Musisz odbyć tournee zwycięzcy. Musisz być mentorem następnych ofiar igrzysk głodowych. Zawsze będziesz pamiętać widok zmarłych dzieciaków, które w pewnym sensie podzieliły twój los. Zawsze będziesz postrzegany jako morderca.

W tej chwili słyszę coś na podwórku. Coś się rusza. Moim odruchem jest sięgnięcie po łuk, który wystaje ze sterty rzeczy, które zebrałyśmy razem z Amber. Ale daję sobie spokój. Nie widzę potrzeby ratowania tego życia, które rozpada się na kawałki, rozlewa i rozsypuje się na zimnej skalnej podłodze naszej norki.
T o   c o ś   ląduje zaraz obok przysłoniętego białym puszystym śniegiem wejścia. To mała, szara paczka, a raczej pudełko które mówi mi wiele, ale nie dodaje nadziei. To mówi mi, że mimo swojej kretyńskiej postawy po śmierci kogoś, kogo znam najwyżej od tygodnia i mimo braku talentu do zabijania, czyli czego oczekują od nas Kapitolińczycy , udało mi się zdobyć sponsorów. To bardzo dobre wieści, ale nie potrafię się nimi nacieszyć.
Zastanawiam się, co to takiego i czego najbardziej mi potrzeba.
Jedzenia.
Moje zapasy powoli się kończą, a po wypadku Amber zostałam wegetarianką. Dziś muszę wyruszyć dalej, gdzieś indziej od tej dziury. A pierwszym krokiem do tego będzie ruszenie się po tą paczkę. Tak więc podnoszę się stopniowo do góry: głowa, plecy, tyłek, i dźwigam się na nogi. Jestem taka ciężka ciężka ciężka.
Od około 12 godzin leżałam w takiej samej pozycji. Nie wiem, jaki mamy dzień. Ile tu siedzę. Kto umarł. Kto żyje. Ile czasu mi zostało. Ile kroków mogę zrobić, zanim grawitacja przyciągnie mnie z powrotem do ziemi.
Kładę rękę na paczce, kiedy czuję drugą rękę. Na mojej. Podnosimy głowy w tym samym momencie i uderzamy się czołami. Upadam do tyłu i kiedy na niego patrzę, rozpoznaję w nim chłopaka z siódemki. To całkiem przystojny blondynek z niebieskimi, wielkimi oczami. Tak jak wszyscy, ma takie same ubranie jak ja i w sumie wygląda jak ja, tylko że z jasnymi włosami. On na mnie patrzy, ja patrzę na niego. Chyba nie ma broni, bo kiedy sięgam do norki i biorę łuk on tylko kopie mnie w brzuch. Wygląda na ciamajdę, który poszedł po rzekomo opuszczoną paczkę i nie wziął broni. 'Czemu jeszcze żyje?!' .Padam twarzą w śnieg, ale zanim kopie mnie znowu, przekręcam się na plecy i zabieram paczkę. Nie reaguje. Nic nie reaguje. Wstaję, a on łapie mnie za nogę i woła:
-Andrew! Andrew, mam ją, szybko! zaraz...
W tym momencie urywa, ale z własnej winy. Cóż, to nie moja wina, że złapał mnie za prawą nogę, która jest w moim przypadku silniejsza. Która mocniej kopie. Na przykład w krocze.
Uciekając przez zaśnieżony las, który z każdej strony wygląda tak samo uśmiecham się sama do siebie, ale po paru sekundach biegu orientuję się, w jak beznadziejnej sytuacji się właśnie znalazłam. Jedyne rzeczy, jakie ze sobą mam to łuk i paczka, w której może być wszystko, nawet coś kompletnie bezużytecznego. Ale mimo wszystko cieszę się, że wyrwałam temu typkowi pudełko. Jest moje.
Ale to nie wszystko. W biegu zostawiam za sobą ślady. Pewnie już za mną idą. Stąd nie ma ucieczki. Po jeszcze kilku minutach skręcam w prawo, aby zrobić fałszywy szlak i wspinam się na wysoką sosnę po lewej stronie. Drzewa rosną bardzo blisko siebie i kiedy przedzieram się przez niezliczone warstwy kłujących igieł, widzę czubki wszystkich sosen w promieniu kilometra. Widzę coś jeszcze. Górę.  
Nie jest aż tak daleko. Mogłabym do niej dojść po koronach tych wszystkich, wysokich drzew. Spoglądam na cały swój ekwipunek- dwie rzeczy- i decyduję się na ruszenie się do przodu po konarach drzew. W górę.
Błędnie oceniłam swoje umiejętności i teraz, gdy cały materiał mojej kurtki jest podziurawiony i zaliczyłam 2 poślizgnięcia na -jak się okazuje- topniejącym śniegu, przez co spadłam, jestem przekonana, że byłoby mi lepiej iść śniegiem.
Za to dobrze myślałam, że 'słaby sojusz' zacznie mnie szukać. Nie wiem, ile ich zostało, ale szli moimi śladami. Mam wielkiego fuksa, że drzewa rosną tu tak gęsto. Na dodatek pokonując czubek po czubku widzę wszystko: róg obfitości, góry, a nawet rozpoznaję miejsce, w którym było nasze obozowisko.


Nie wiem, ile czasu tak chodzę, ale zrobiło się już stosunkowo ciemno i chłodno, co czuję przez większe lub mniejsze dziury w moich spodniach, kurtce, koszulce. Nie zdążyłam wziąć ze sobą czapki, a w norce nie miałam jej na głowie, aby lepiej słyszeć otoczenie. Czuję że odmarzają mi uszy, a co dopiero palce u rąk. Tak właściwie nie czuję już żadnych palców i ciężko mi nimi poruszać. Ale w niknącym świetle nadal je widzę.
Jeszcze większy zawód poczułam, kiedy około 3 godzin po wyruszeniu z obozowiska a)Wydawało mi się, że poruszyłam się jedynie o 10 metrów b)Zaczął sypać gęsty śnieg, przez który nic nie widziałam i było mi ciężko iść, i c)Nieopamiętanie zaczęłam zgrzytać zębami i się trząść z zimna.
Nie wiem, co było najgorsze.

Zostało mi zaledwie pół kilometra do góry, kiedy niebo rozbłysło i zobaczyłam twarz dziewczyny z ósemki. Tyle.

W końcu, gdy na niebie księżyc powoli znikał za horyzontem, dotarłam na sam szczyt góry. Od jej dołu do szczytu drogę pokonałam na piechotę, bo uznałam teren za bezpieczny. Ale za górą...
Nie wiedziałam tak właściwie, co za nią zobaczę. Na pewno nie spodziewałam się tego.
Las był tu podobny, ale bardziej 'odkryty'. Nie było tu ani grama śniegu, a nawet było tu w miarę ciepło. Zaczynam iść powoli do przodu i wdycham pachnące powietrze. Czuję moje palce. Rozmrażają się
bardzo
powoli
ale się rozmrażają. Idę przez ten piękny las. Nie ma tu kwiatów, ale jest tak piękny. Zastanawiam się, czy ktoś tu dotarł przede mną. Klękam przy trawie. Jest tu trawa. Przy naszej norce pod śniegiem był zwyczajnie lód lub zbity śnieg, który trochę przypominał mi beton. Ale tu jest
zielona, pachnąca, piękna trawa.
To takie niesamowite, takie niewiarygodne, że zaczynam podejrzewać, że mam zwidy i jest mi ciepło, bo odlatuję. Nie stąpam po trawie, tylko po chmurach. Nie jestem w lesie, tylko w niebie.
I wtedy go widzę.

On nie chce mnie zabić. Nie chce mi zrobić krzywdy. Nawet nie podniósł broni. Jego broń- trójząb. Nie jeden. Chyba sam zrobił jeden z nich. Siedzi nad stawem. Bez kurtki. Bez koszulki.
On łowi ryby.
Wtedy coś zrywa się do góry. Ja zrywam się do góry. Moje nogi. Moje ciało, wszystko leci do góry, a ja upadam, ale nie na trawę.
Jestem w siatce. W pułapce, którą zastawił Finnick. Ale nie przejmuję się tym. Leżę tam i czuję się jak w hamaku. Zamykam oczy.

A potem czuję, że on rozcina sieć i mnie wyjmuje. I czuję zapach jego skóry.
To taki piękny zapach.
I
mdleję
i chcę spać.
Zawsze.

---

Cześć! Nominacje do LBA zostały wczoraj wysłane w komentarzach. Jeszcze raz dziękuję dziewczynom, które mnie nominowały. Niby nic, a jednak coś.
Przy okazji, postanowiłam założyć nowego bloga w dzisiejszym ataku pomysłów. >>LINK<<
Zajrzyj, skomentuj!
Dzięki!

poniedziałek, 26 stycznia 2015

Liebster Blog Awards!

Przepraszam, że tak późno! Na Podlasiu dopiero zaczęły się ferie :)
Dziękuję Juns Rave i Clementine Cleo Keehl za nominacje!
Nie wiem co powinnam jeszcze napisać, więc po prostu zaczynajmy:

Pytania od 
1. Jakie jest Twoje hobby?
   Jestem nudziarą: głównie czytanie, ale czasami gram w jakieś gry :)
2. Jakiej muzyki słuchasz?
   Każdej, która wpadnie mi w ucho. Żaden szczególny rodzaj/gatunek czy coś w tym stylu.
3. Jaka jest Twoja ulubiona książka?
   Cała seria 'Jutro'  :)
4. Jakie blogi najczęściej czytasz?
   Głównie takie jak mój własny.
5. Piosenka, która poprawia Ci humor?
   Charli XCX- Kingdom albo Tristam- Once Again.
6. Imię postaci z Twojego opowiadania, którą najbardziej lubisz?
   Oczywiście Jo, bo wykreowałam ją na swój ideał :)
7. Wolisz czytanie lub pisanie, czy np. jazdę rowerem, albo bieganie?
   Tak jak wcześniej, raczej czytanie.
8. Jaki jest Twój ulubiony aktor?
   Shailene Woodley.
9. Ulubiony zwierzak?
   Pies. Mam swojego psiaka (yorka) i baaardzo go kocham :)
10. Imię osoby, której najbardziej ufasz?
   Tosia <3
11. Do jakiej postaci filmowej/książkowej jesteś najbardziej podobny/a?
   Eee, nie potrafię dokładnie tego ocenić, ale... może Julia z 'Dotyku Julii'
Pytania od Juns Rave:
1. W jakich czasach żył/a byś, gdybyś mógł/mogła wybrać?
   Moje czasy mi pasują ;D
2. Kto jest Twoim idolem?
   Tak jak wcześniej, Shailene Woodley, a jeśli chodzi chodzi o pisarzy to John Green ;*
3. Kim chcesz być w przyszłości?
   Tak najbardziej na świecie, pisarką :) albo nauczycielką (angielskiego) w ostateczności.
4. Co zainspirowało Cię do pisania?
   Szczerze, wpadłam na ten pomysł (jak można się domyślić) po przeczytaniu 'Kosogłosa' i po przypadkowym trafieniu na tego bloga.
5. Co w sobie lubisz?
   Jeśli chodzi o wygląd, oczy, a charakter, chyba... 'inteligencję'? xd
6. Jaką cechę charakteru musi posiadać Twój przyjaciel?
   Chyba poczucie humoru, oczywiście musi być miły, tolerancyjny i chyba... 'mądry'
7. Gdyby była apokalipsa, to próbował/a byś ratować ludzi, czy pogodził/a byś się ze śmiercią?
   Eee... no... starałabym się zwiewać ;x
8. Twoje marzenie, którego nie da się zrealizować?
   Szczerze mówiąc, moje marzenia, których nie da się zrealizować są na tyle debilne, że ich tu nie napiszę ...
9. Bez czego nie możesz żyć?
   To brzmi bardziej jak 'od czego jesteś uzależniona'. Od niczego. Ale chyba byłoby ciężko bez telefonu, bo dojeżdżam 60km do szkoły, i to chyba tyle. Ale i bez telefonu dałabym na upartego radę, więć
BEZ NICZEGO.
10. Masz jakąś cechę, która jest bardzo rzadka wśród innych ludzi?
   Raczej nie ;p
11. Jakie było Twoje największe pragnienie, gdy byłeś/aś dzieckiem?
   Chciałam mieć psa (którego dostałam na Komunię, w wieku 8 lat) i spotkać kiedyś Shai (heh, do teraz chcę. To się liczy?). A, i wyjechać na wakacje za granicę :)
Jeśli chodzi o osoby, które wybrałam, na ich blogach pojawiły się dotyczące tego komentarze :)
Tzn pojawią się pewnie jutro.
Moje pytania:
1.Od kiedy piszesz bloga?
2. Jaka jest twoja ulubiona książka?
3. Wolisz czytać cały czas nowe książki czy cały czas swoje ulubione?
4. Czy grasz/ grałeś/aś na jakimś instrumencie?
5. Co zawsze chciałeś/aś zrobić w dzieciństwie, ale z jakiejś przyczyny nie mogłeś/aś?
6. Gdyby ktoś powiedział Ci, że masz skończyć z pisaniem i czytaniem, co byłoby twoim głównym zajęciem?
7.Wolisz być bogaty/a, ale samotna, czy otoczony/a rodziną i przyjaciółmi ale zarabiać grosze?
8.Jaka jest w tym momencie twoja ulubiona piosenka?
9.Twój ulubiony owoc? Dlaczego on?
10. Jakie od zawsze było twoje wymarzone zwierzątko (o ile chciałeś/aś mieć zwierzaka)
11. W jakim książkowym/filmowym świecie fikcyjnym najbardziej chałbyś/aś żyć?
Dziękuję i... w tym tygodniu postaram się napisać nowy rozdział no bo FERIE SIĘ ZACZĘŁY C: